Kilka słów wstępu ♥

wtorek, 29 marca 2016

29.03.2016r.

  ROZDZIAŁ II
"PRZESZŁOŚĆ JEST JAK NAJCIEMNIEJSZY KOSZMAR...
RAZ ZAWALISZ, A
BĘDZIE CIĘ PRZEŚLADOWAĆ
DO KOŃCA..."


Pomagałam właśnie rozstawiać talerze pani Angelinie kiedy do uszu dobiegło mnie skrzypienie butów zbliżającego się gościa. Nagle bicie mojego serca przyśpieszyło, a dłoń w której trzymałam niebieski talerz zaczęła się trząść."A co jeśli się mu nie spodobam? " - zadawałam sobie pytanie, które w zaistniałej sytuacji wydawało się wręcz dziwne. Może lepiej byłoby zaszyć się w moim nowym,przytulnym pokoju zamiast narażać się
na porażkę. Nie lepiej nie, bo takim zachowaniem wzbudzę ciekawość w Gregorze. Nie mam innego wyboru, jak tylko przeczekać w spokoju tą kolację, może nawet uda mi się w ogóle nie odezwać. Podobno nadzieja umiera ostatnia. Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka oraz tupot kroków zbiegającego Gregora po skodach.
-Ja otworzę. - dało się słyszeć wołanie Schlieriego.
I już po chwili w holu ukazała się rozczochrana głowa wysokiego chłopaka truchtającego do frontowych drzwi. Szybko wbiegłam do kuchni żeby nie zwracać na siebie zbytecznej uwagi, ale na próżno, ponieważ
pani Angelina widząc moją przerażoną minę, wzięła mnie w objęcia i zaprowadziła z powrotem do jadalni, w której siedzieli już Gregor i odwrócony do mnie tyłem blondyn.
-No, a oto nasza nowa współlokatorka. Thomas poznaj Clau. -przedstawił mnie Gregor.
-Hej. -rzuciłam szybko, po czym klapnęłam na najbardziej oddalone miejsce od Thomasa próbując nie patrzeć na niego, jak i nie zwracać na siebie znacznej uwagi.
-Siemka, miło będzie widywać tutaj jakąś nową osóbkę. - powiedział z ciepłem w głosie Thomas.
Po tych słowach nie wytrzymałam, spojrzałam na nowo poznanego chłopaka. A moim oczom ukazał się bardzo przystojny niebieskooki blondyn. O ślicznie zaróżowionych policzkach i pięknie szelmowskim uśmiechu. Jego uśmiech był zaraźliwy, moje kąciki ust uniosły się ku górze, w duchu liczyłam tylko na to, żeby się nie zaburaczyć. Pani Schlierenzauer wniosła po chwili talerze pełne jedzenia oraz kubki gorącej czekolady. Co było dla mnie nowością, gdyż nigdy nie piłam czegoś takiego, ale jak się później okazało ten gorący napój był przepyszny.
Wszyscy byli pochłonięci jedzeniem, więc siedzieliśmy w ciszy, co mnie bardzo cieszyło. Jednak po kilkudziesięciu minutach jedzenie się skończyło,a pani Angelina wyszła do kuchni, aby pozmywać. Chłopaki przez moment
rozmawiali o treningu,ale po chwili temat im się wyczerpał i ich spojrzenia padły na mnie.
-Ehm, to może ja już pójdę do siebie -wydusiłam cicho.
-Nie, no co ty zostań jeszcze, możesz nam opowiedzieć coś o sobie z chęcią posłuchamy, co nie Thomas ?
-No pewnie. - odpowiedział blondyn po czym posłał mi przepiękny szeroki uśmiech.
-O mnie ? Ale tu nie ma nic do opowiadania. -speszyłam się.
-No weź nie bądź taka, przecież normalny człowiek nie opuszcza swojego rodzinnego miasta i nie wyjeżdża na drugi koniec świata tak sobie, dla zabawy. Coś się musiało stać...-powiedział z ciekawością w głosie Thomas.
Obiecałam sobie, że się nastawie na najgorsze, jednak to nic nie dało. W jednej sekundzie wszystko mi się posypało, moja determinacja, żeby zrobić fajne wrażenie na miłym chłopaku, nie wytrzymała tak cholernie trafionego stwierdzenia. W głowie miałam sceny z wypadku moich rodziców, a w oczach zaszkliły mi się łzy.
Jednak nie chciałam zrobić z siebie głupka, starałam nie dać po sobie poznać, że coś mi się dzieję.
-Wiecie co, chyba jednak pójdę się położyć-rzuciłam,po czym szybkim krokiem wyszłam z jadalni i już
za drzwiami do oczu napłynęły mi gorzkie łzy. Przez mgłę słyszałam jak Thomas żegna się z Gregorem i wychodzi z domu na podwórko, ale to mnie w tym momencie nie obchodziło. Weszłam do mojego małego pokoju i rzuciłam się na łóżko, żeby ukryć załzawioną twarz w poduszkach.
-Co ty płaczesz.? -dobiegło mnie ciche westchnienie chłopaka.
-Zdaje ci się, a teraz jeśli łaska to wyjdź. -chlipnęłam jeszcze głośniej.
Moje słowa jednak nic nie znaczyły dla Gregora, wręcz przeciwnie, zamknął drzwi i przysiadł koło mnie na łóżku.
-Ej, coś się stało ?
-Jeszcze pytasz ? Zresztą nie ważne, nie mam zamiaru o tym rozmawiać z nikim, a tym bardziej z tobą.
-Ehh,
Gregor wydawał się zmartwiony moim zachowaniem, w pewnej chwili poczułam nagłą więź z tym miłym chłopakiem. Wydawał mi się jedyną osobą, której mogłabym powiedzieć wszystko, a on wysłuchałby mnie i udzielił przyjacielskiej pomocy.
Podniosłam się, żeby móc spojrzeć na Schlieriego, nasze oczy się spotkały. Jego wzrok zachęcał mnie do wyznania mu całej prawdy, ale nie wiedziałam, czy dałabym radę.
-Czy umiesz dochować tajemnicy ? -zapytałam
-Tak, umiem też pocieszyć jeśli trzeba....
-Obiecujesz
-Tak.
-...ehhm..,
Kiedy miałam 5 lat, wybraliśmy się z rodzicami na wycieczkę w góry. Oni siedzieli z przodu, a ja z tyłu w foteliku, podziwiając widoki...
było super, zima, śnieg, pięknie osłonięte białym puszkiem drzewa..-do oczu napłynęła mi
kolejna warstwa łez - jechaliśmy wsłuchując się w szaloną muzykę Green Day'a kiedy nagle...- urwałam, bo moja twarz była cała mokra, a ja nie mogłam wykrztusić ani jednego słowa. -...nagle tata się zatrzymał, bo na drodze stało jakieś przestraszone zwierze.
Wtedy mama do mnie powiedziała : „Pamiętaj kochanie...
Kto jest okrutny w stosunku do zwierząt,ten nie może być dobrym człowiekiem.” Po chwili zwierze uciekło, a tata ruszył...-znowu
urwałam moją przemowę, a słysząc kolejną ciszę Gregor przysuną się do mnie i objął mnie ramieniem,po
czym zaczął lekko kołysać.- ...wiesz to były ostatnie słowa, które usłyszałam od mamy...,później był tylko krzyk.
W pewnej chwili, poczuliśmy trzęsienie, kiedy się obróciłam, zza tylnego okna dostrzegłam lawinę głazów lecącą w stronę naszego samochodu. Auto było pchane na strome urwisko, zanim jednak spadło tata otworzył drzwi
a ja przez nie wyleciałam.....- rozryczałam się jeszcze bardziej, a Gregor starał się utrzymać powagę, lecz
po jego twarzy widać było zmartwienie. -...samochód spadł, a za nim kilkadziesiąt głazów...,udało mi się uciec,lecz
byłam mała i nie wiedziałam w którą stronę mam iść, więc po chwili padłam na ziemię....ocknęłam się w szpitalu,
ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę moich rodziców. - kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa, poczułam
nagłą ulgę, choć na twarzy pojawiały się kolejne łzy, a mój pocieszyciel nadal nie wypuszczał mnie z objęć.
-Przykro mi....-wyszeptał.
-Mnie też. -Gregor uniósł moją mokrą twarz, po czym swoim ciepłym rękawem wytarł ją.
-Pamiętaj, że jestem. -popatrzyłam w jego piękne oczy, a po chwili wtuliłam się w jego ciepłe objęcie. Marzyłam o tym, aby mnie nigdy nie puścił, żeby mnie przytulał, aż usnę. I tak właśnie się stało, nie minęło 5minut, a ja dzięki słodkiemu i przyjemnemu szeptowi Gregora udałam się do Krainy Morfeusza...



Kiedy się obudziłam za oknem świeciło zimowe słońce. Po drugiej stronie łóżka smacznie sobie chrapał nie kto inny jak Gregor. Miał bardzo śmieszną, a zarazem słodką minę, niczym pięcioletnie dziecko,które dostało cukierka. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i cieszyłam tą chwilą, marząc, by móc spędzić ze Schlierim jak najwięcej czasu. Odkąd tutaj przyjechałam tylko on był dla mnie wsparciem, był moim prawdziwym przyjacielem, troszczył się o mnie, pomimo tego, że dopiero co się poznaliśmy. Ułożyłam się ponownie wygodnie na poduszkach i spróbowałam zasnąć, lecz po chwili znów otworzyłam powieki, a moim oczom ukazała się wielka flaga ze zdjęciami i pierwszą osobą, którą spostrzegłam, był wścibski blondyn z wczorajszego wieczoru. Mój humor w jednej chwili się zmienił, chciałam zaszyć się pod kołdrą, żeby uciec przed rzeczywistością, ale mój pech na to nie pozwalał, bo w tym samym czasie, ktoś lekko zapukał do drzwi. A moich uszu dobiegł cichutki szept pani Angeliny. Nagle dało się słyszeć ciche klnięcie pod nosem, to był Gregor, najwidoczniej cichy szept mamy, wydał się dla niego bardzo głośny, bo z przestrachu, aż spadł z łóżka, z głupim uśmiechem na twarzy popatrzył na mnie i wybuchnął gromkim, niepohamowanym śmiechem, jego napaść była zaraźliwa, a po chwili znów leżeliśmy na łóżku, wierzgając nogami i trzymając się za bolące od śmiechu brzuchy. I właśnie w tym momencie do pokoju weszła pani Angelina, po jej minie można było rozpoznać, że nie jest zachwycona taką nagłą wizytą Gregora z samiutkiego rana w mojej małej norze, a ja nie miałam zamiaru mówić jej o tym, że śliczny blondyn nie tylko jest tutaj od rana, ale spędził u mnie całą noc. Gospodyni domu zaproponowała tylko naleśniki na śniadanie i pośpiesznie opuściła moje lokum, widać było jej trochę niezręcznie.
Kiedy upewniliśmy się z moim nowym przyjacielem, że nasz poranny gość zszedł już do kuchni, odprężyliśmy się, po czym nastąpiła chwila głębokiego zadumania.
-Dziękuję – wyszeptałam po chwili dłuższego zastanowienia.
-Za co ? - zapytał ze zdziwieniem Gregor, po czym przeczesał sobie ręką rozczochrane włosy.
-Za wczoraj, dzięki tobie pierwszy raz w nocy nie miałam koszmarów i nie rzucałam się z lewa na prawo.
-aj, zawsze służę pomocą. - uśmiechnął się szelmowsko.
W tej właśnie chwili zadzwonił telefon blondyna, nie chciałam przeszkadzać w rozmowie, więc szybko wyślizgnęłam się z łóżka, założyłam miękki sweter i zeszłam boso na śniadanie. W kuchni ciepłym uśmiechem przywitała mnie pani Angelina.
-Mam nadzieję, że dobrze spałaś i Gregor cię nie obudził.
-Pierwszy raz od kilku lat nie miałam koszmarów – powiedziałam, po czym szybko odwróciłam głowę, aby mama Schlieriego nie mogła ujrzeć mojego zaczerwienienia na twarzy, bo przecież nie mogłam jej wypaplać, że już w pierwszy dzień po przybyciu do tak cudownego domu usnęłam w objęciach jej przesympatycznego syna, który na dodatek ma jakieś problem ze swoją ex.
Usiadłam przy stole i zabrałam się za spożywanie naleśników, które otrzymałam od cudownej gospodyni domu i które były oczywiście bardzo smaczne. Właśnie zjadałam drugą porcję mojego śniadania kiedy do kuchni wparował mój nowy najlepszy przyjaciel, zadziwiające było to iż w tak szybkim tempie zdążył się przebrać w sportowe cichy red bull oraz uczesać. Schlierenzauer popatrzył na mnie z litością, po czym usiadł na krześle.
-Jeszcze nie ubrana i nie pożywiona – zaśmiał się.
-Nieeee, a co ? - zapytałam z zaciekawieniem, po czym posłałam mu głupiutki
uśmiech niewinnego pięcioletniego dziecka.
-Jak to co, a zresztą dowiesz się w swoim czasie, ubierz się szybko.
-Ehh, okey.
Wybiegłam z kuchni i szybkim krokiem wpadłam do pokoju otworzyłam walizkę i wyciągłam czarne leginsy i długi biały top, a na to mój ukochany bawełniany sweter, przeczesałam szybko włosy i umyłam zęby, po czym wzięłam kurtkę i pobiegłam na dół. Przy drzwiach frontowych stał blondyn ze swoją sportową torbą, w ręku trzymał narty i jak zwykle głupkowato się uśmiechał.
-No wreszcie, kobiety powinno się trenować w wojsku, aby nie mizdrzyły się tyle przed lusterkiem.
-Ejj, nie powiem kto z samego rana kazał mi biegać po schodach w te i we wte.
-Oj i jak zwykle zwal winę na biednego.
-hahaha.
********pół godziny później**********
Mknęliśmy w ciszy 100km/h, ja zastanawiając się gdzie Gregor mnie wywozi, może chce mnie gdzieś wyrzucić na skraju lasu tak abym później nie znalazła drogi powrotnej, a może odwozi mnie z powrotem do babci, bo już ma mnie dość, On trzymając mnie w napięciu, ręce na kierownicy, uśmiechnięty od ucha do ucha, skoncentrowany na drodze i poważnych rozmyśleniach. Patrzyłam się jeszcze przez chwilę na jego śliczną twarz, i pewnie robiłabym to jeszcze dłużej, ale w tym właśnie momencie przed nami ukazała się skocznia narciarska, cudowna skocznia narciarska.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił z dużą satysfakcją w głosie.
-No okey, rozumiem, masz trening, czy coś tam, ale co ja mam do tego.?
-A coś ty myślała, że ja będę pracował, a ty w domu, przed moim telewizorem będziesz się płaszczyć, o co to, to nie. Postanowiłem, że zabiorę cię ze sobą i zamiast pod cieplutkim kocem, będziesz marzła na zimnie, siedząc pod skocznią. Prawda że dobry pomysł ? -uśmiechnął się kpiąco.
- A ktoś ci już kiedyś powiedział, że inteligencją to ty nie grzeszysz ?
- Tak, właśnie to słyszę. No dobra ruszmy się, muszę cię przedstawić kilku osobom, a później objaśnić ci gdzie możesz, a gdzie nie możesz chodzić.
-A Thomas będzie ? - zapytałam z jak najzimniejszą barwą w głosie.
-Tak, on akurat nie opuszcza ani jednego treningu.
-Shit.....ja tu lepiej zostanę.
-Nie wygłupiaj się.
Wyszliśmy z samochodu na zimne powietrze, znowu zaczął lekko prószyć śnieg, a poranne słońce schowało się za chmurami. Zrobiło się trochę ciemniej i zimniej, niż rano, ale taka pogoda właściwie poprawiała mi nastrój, kochałam deszcz i śnieg, mróz i chłód, czułam się wtedy podniesiona na duchu i silna. Schlierenzauer wyciągnął swoje rzeczy z bagażnika i wziął mnie za rękę tłumacząc po drodze gdzie jest toaleta, czy bar z gorącą czekoladą lub zimnymi napojami. Po chwili zaczęliśmy zbliżać się do jakiegoś budynku, zaczęły mi się lekko trząść kolana, bałam się, że w środku spotkam Thomasa. Gregor popatrzył na mnie ze zdziwieniem, po czym wzmocnił uścisk dłoni, aby dodać mi otuchy i wprowadził mnie do środka. Na moje szczęście nikogo tu nie było, dlatego odetchnęłam z ulgą, blondyn widząc moją reakcję uśmiechnął się szeroko, po czym rozłożył swoje rzeczy koło kaloryfera.
- Zostaniesz tu przez moment ?
-Uhm..
-Nie bój się, skoczę tylko po kombinezon i jakąś ciepłą kurtkę dla ciebie, bo w tym co masz na sobie to na pewno długo nie pociągniesz, a ja nie mam zamiaru tłumaczyć się twojej babci, że już w drugim dniu twojego pobytu tutaj zmarłaś z zimna, a więc wracam za 10 minut, popilnuj rzeczy i najlepiej usiądź koło ogrzewania, to ci dobrze zrobi. Okey.?
- No dobrze, ale się pośpiesz. - powiedziałam, po czym posłusznie usiadłam w najcieplejszym kącie tego pomieszczenia i uśmiechnęłam się smutno do chłopaka.
-No grzeczna dziewczynka, wracam za chwilkę. - powiedział po czym wyszedł z budynku.
I tak zostałam sama, siedziałam rozmyślając o tym co ja tu właściwie robię, i kiedy po kilku minutach, rozległ się zgrzyt otwieranych drzwi, pomyślałam, że to wreszcie przybył mój zaginiony przyjaciel, dlatego właśnie na mojej twarzy ukazał się szeroki uśmiech, i kiedy po chwili przede mną stanął niebieskooki blondyn, moje serce złamało się na kawałki. Do budynku wszedł Thomas, a na mój widok jego kąciki ust wzniosły się ku górze, chyba nie zauważył, że po wczorajszym dniu, uważałam go za wścibskiego i aroganckiego i na dodatek nie miałam zamiaru z nim przebywać w jednym pomieszczeniu sam na sam. Niestety dopóki Gregor nie pojawi się tutaj, dopóty jestem skazana na obecność blondyna.
-Hej, jak się masz ?- zapytał nagle chłopak.
-Cześć, ale chcesz znać szczegóły, czy mam kłamać ? - zapytałam z ciekawości jak zareaguje na moją odpowiedź.
-A po co masz kłamać, mów prawdę. -odpowiedział po czym zaszczycił mnie przyjaznym i zachęcającym do mówienia uśmiechem.
-A więc, mówiąc wprost wczoraj było jeszcze całkiem dobrze, do wieczora oczywiście, bo kiedy pewien osobnik zaczął być wścibski, było mi smutno, a dzisiaj rano było całkiem miło, pierwszy raz od wielu dni byłam szczęśliwa, aż do teraz oczywiście. - skończyłam moją jakże wyczerpującą odpowiedź, po czym popatrzyłam na Thomasa i z zainteresowaniem czekałam na jego odpowiedź.
- Czy ten wścibski osobnik to ja.?
-Nie Michael Jackson. - odezwałam się z poirytowaniem.
-Ej nie musisz być taka oschła, przepraszam jeżeli cię wczoraj uraziłem, naprawdę nie chciałem, po prostu ciekawiło mnie co ty tutaj robisz, Gregor nikomu nic nie mówi, tylko cieszy się, że ma taką śliczną lokatorkę, a ja, ja byłem po prostu ciekawy.
Zatkało mnie, może źle oceniłam tego chłopaka, może byłam tak zapatrzona w samą siebie, że nie zauważyłam, iż Thomas jest tak naprawdę miły i sympatyczny, popatrzyłam na siedzącego obok chłopaka i powoli się uśmiechnęłam.
-No to może zaczniemy od nowa ?
- Jestem za. - odpowiedziałam z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy, bo ta koncepcja wydawała się bardzo kusząca.
-Hej, jestem Thomas.
- A ja Clau.
Uścisnęliśmy sobie dłonie i w tym właśnie momencie do budynku wpadł Schlieri ze stertą ubrań w jednej ręce i kubkiem z parującym napojem w drugiej, po chwili do pomieszczenia wpadło jeszcze kilku skoczków, ale na moje szczęście nikt nie zwracał na mnie wielkiej uwagi.
Gregor podał mi gorący kubek i powiedział, żebym się częstowała, a sam zabrał się za ubiór kombinezonu, po chwili z magicznej sterty rzeczy wyciągnął kurtkę z logiem red bulla i założył mi ją na ramiona.
-No i w tym momencie wyglądasz jak jedna z nas – powiedział z zachwytem, a dzięki niemu w moją stronę popatrzyło się kilkanaście osób.
Jak zwykle w takich sytuacjach strzeliłam buraka, a chłopcy widząc moją minę z niechęcią odwrócili głowy i zajęli się swoimi sprawami.


poniedziałek, 15 lutego 2016

15.02.2016r.

 ROZDZIAŁ I
"NOWE ŻYCIE - NOWY POCZĄTEK "

Claudia Meyer Innsbruck
.

Pani Angelina pokazała mi małe, dębowe drzwi, które prowadziły do mojego nowego magicznego pokoju. Gdy weszłam do środka, do oczu od razu rzuciły mi się wszystkie fotografie wiszące na beżowych ścianach. Przedstawiały one wysoką, nieznajomą blondynkę pozującą na tle przepięknych gór. Na suficie zmaterializowana była czerwono-biała flaga Austrii, na której widniały podobizny tutejszych skoczków narciarskich oraz ich autografy. Pierwsza myśl dla osoby, która tu wejdzie po raz
pierwszy i spojrzy do góry na sufit to :"Ktoś tu jest narcyzem" . Lokum było małe, ale dzięki ogromniastemu balkonowi dobrze oświetlone, a widoki zza okna, na
śnieżnobiałe szczyty gór były wprost nieziemskie,aż trudno było oderwać od nich wzrok. Tak bardzo byłam pochłonięta myślami o moim nowym, przepięknym
pokoju, że nie zauważyłam wysokiego chłopaka stojącego w progu drzwi.
Gregor..ahh, no tak ! Jak mogłam o nim zapomnieć?!
Sama nie wiem, ale nie za bardzo interesują mnie skoczkowie, więc pewnie
zdziwił się, że nie rzuciłam się na niego z piskiem,jak to robią jego wszystkie super fanki, bo jest bardzo utytułowanym skoczkiem, no cóż, a zapomniałam, o nim pewnie przez stres związany z przyjazdem tutaj. Blondyn o przepięknym uśmiechu i ślicznych błyszczących oczach, przyglądał mi się z
dziwnym zainteresowaniem. Nagle ni stąd ni zowąd zarumieniłam się jak burak.
-Hej. - powiedział, a jego kąciki ust wzniosły się jeszcze wyżej.
-Czeeeść, mhmm, jestem Clau. - wypaliłam, po czym jak głupia zarumieniłam się jeszcze bardziej.
-Hmm, a więc miło Cię poznać Claudio ja jestem Gregor.
-Przecież wiem kim jesteś, ktoś kto by Cię nie znał, nawet taki anty-fan skoków jak ja byłby totalnym idiotą.
Schlieri wybuchł nagle gromkim, niepohamowanym śmiechem,a patrząc na jego żałosne ruchy, trudno było mi utrzymywać powagę,ale jednak nie chciałam dać mu tej satysfakcji i stałam, gapiąc się tylko na niego. Kiedy wreszcie przestał wydawać z siebie głupkowate dźwięki, usiadł wygodnie na miękkim,ogromnym,okrągłym łóżku i wzrokiem zbitego psiaka popatrzył się na mnie.
-Co, gramy w to kto zrobi najbardziej żałosną minę ? - zapytałam.
-Gdybyśmy w to grali, już dawno byś wygrała. - Rzucił po czym poklepał miejsce na łóżku koło siebie, abym usiadła. Zapanowała nagła cisza, przerywana od czasu do czasu, stukotem naczyń pani Angeliny.
-Ładne zdjęcia. - przerwałam niezręczny moment. - bardzo podobają mi się kontrasty ukazane po przez wykorzystanie promieni słońca.
-Znasz się na tym ? - zapytał z nutką zdziwienia w głosie.
-Nie raczej nie..., nie wiem, no może troszkę. Zresztą nie ważne, śliczne fotografie.
-Dziękuję, starałem się.
-Chwila, Ty je zrobiłeś ?
-Mhm, troszkę pomogła mi w tym moja dziewczyna.
-Ty masz dziewczynę ? - zapytałam po czym szybko ugryzłam się w język i modliłam w duchu, żeby tego nie usłyszał, ale niestety tak się nie stało.
-Ej, aż taki brzydki jestem, że cię to zdziwiło ? - powiedział po czym zatopił się w myślach.- Przepraszam, masz rację, ona jest moją byłą...-ostatnie słowo zabrzmiało tak jakby coś poważnego się stało.
-Sorki, nie powinnam pytać, to twoje sprawy, wybacz. - i znowu ten cholerny burak.
-Nic się nie stało....za jakieś pół godziny będzie kolacja, jeżeli chcesz się odświeżyć to tu jest łazienka - wskazał ręką małe, prostokątne drzwiczki. - a i wpadnie mój kumpel - powiedział po czym wyszedł z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. Zostałam sama z furą nasuwających się pytań, odnośnie nieznajomego gościa. Spojrzałam na sufit ze zdjęciami skoczków, próbując przypomnieć sobie, który z tych panów jest najlepszym przyjacielem Gregora. Ale niestety moje starania poszły na marne, bo skąd mogłam wiedzieć z kim Schlieri przebywa,a z kim nie. Pozostało mi tylko dobre przygotowanie materialne, oraz nastawienie psychiczne na najgorsze.

sobota, 6 lutego 2016

06.02.2016

PROLOG

Claudia Meyer, Oberstdorf, 19:00.


Właśnie kończyłam pakować ostatnią bluzkę do walizki, kiedy do pokoju weszła babcia.
-Dzwoniła pani Angelina, nie mogą się ciebie doczekać, pokój gotowy.
-To fajnie - odpowiedziałam.
-Skarbie ja wiem że jest Ci ciężko, strata rodziców boli, ale to minie, a na razie musisz wiedzieć że będę za Tobą strasznie tęsknić.
-Ohh, babciu przecież wiesz, że nie wyjeżdżam na zawsze. - powiedziałam z dezaprobatą.
-Wiem, wiem, ale smutno tu będzie bez Ciebie. - kiwała siwą głową, uśmiechając się przez łzy. I dlatego właśnie, nie lubiłam pożegnań, były smutne, bez płaczu się nie obejdzie. Wtuliłam się w ciepły bawełniany sweter babci i przymknęłam powieki rozkoszując się miłą chwilą. Nagle usłyszałam dźwięk klaksonu dobywający się z taksówki, która podjechała pod nasz dom, i która miała być moim czarującym powozem, aż do lotniska. Pocałowałam moją ukochaną opiekunkę w policzek, po czym założyłam kozaki i z pomocą zapłakanej babci ubrałam także ciepłą, puchową kurtkę, oraz szalik i czapkę. Wzięłam szybko walizkę i wyszłam na zewnątrz
przez dębowe drzwi. Jak zwykle widok, pięknych ośnieżonych gór przyprawiał mnie o zawrót głowy. Śnieg pokrywał korony drzew, a lekki wiatr unosił moje włosy ku górze. Uwielbiałam te piękne Niemieckie widoki. Odwróciłam się jeszcze raz w stronę babci, która stała na ganku machając do mnie ręką, a drugą ocierając łzy spływające jej po zaróżowionych od zimna policzkach. Tak na prawdę w głębi serca, zapewne poczuła ulgę, wreszcie będzie mogła uwolnić się od smrodu papierosów, które są dla mnie uzależnieniem dzięki którym wypływają ze mnie wszystkie stresy, lub uskarżeń nauczycielek na moje fatalne oceny i bójki z innymi uczniami, ale tak naprawdę cieszy się, że nie będzie musiała już wysłuchiwać moich nocnych
wrzasków, które były spowodowane przez koszmary. A wszystko mogło by być inaczej, gdyby nie wypadek i śmierć rodziców. W sumie gdyby tak spojrzeć prawdzie w oczy, to ten wyjazd spadł dla niej jak manna z nieba.
-kocham cię - wypowiedziałam na pożegnanie dwa krótkie słowa, które tak wiele znaczą. Wsiadłam do taksówki, wyrecytowałam kierowcy dokąd mamy jechać, po czym przymknęłam oczy, nie licząc na jakąkolwiek chęć rozmowy z jego, a tym bardziej z mojej strony. Nie minęło nawet pół godziny, a ja siedziałam już w samolocie do Innsbruck'u. Widok zimowego krajobrazu z okna samolotu, to coś bardzo pięknego i wyjątkowego. Drzewa pokryte białym śniegiem jak
pierzyną, gałęzie uginające się pod jego ciężarem , lekko poruszają się na zimowym cierpkim wietrze. Szron w tym roku często oplata gałązki ponieważ zima jest wyjątkowa - bardzo mroźna. Zwały śniegu pokryły dachy domów i innych budynków , spod których wystają sople lodu zwisające do ziemi. Śniegowa pierzyna dosłownie wszystko pokryła. Cieszyłam się tym wyjazdem, będę mogła wreszcie zacząć wszystko od nowa. Nowe życie - nowy początek. Kto by się spodziewał, że babcia
może poczynić takie cuda. W kilka dni odnalazła swoją starą znajomą, zadzwoniła i poprosiła, żebym mogła u niej zamieszkać. Oczywiście moja ukochana babunia ma straszny dar nakłaniania ludzi do różnych rzeczy, więc i tym razem się udało.
Lot mijał spokojnie, bez żadnych turbulencji, co jak na taką porę, i taką pogodę, było zadziwiające. Już po kilku godzinach wylądowaliśmy na tle przepięknych austriackich Alp. Gdy przeszłam przez kontrolę bagażu, od razu w oczy rzuciła mi się pani Angelina i jej nieco zatroskana mina. Była wysoką blondynką o smukłej budowie ciała z pięknymi dużymi oczami. Aż trudno było uwierzyć, że będę mieszkać z nią i całą rodziną Schlierenzauerów. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały, a jej kąciki ust uniosły się ku górze, a ja ujrzałam ciepły wyraz twarzy z
pięknymi dołeczkami na policzkach. Coś czego tak dawno nie widziałam, coś czego chyba było mi najbardziej potrzebne, coś czego nie mogła dać mi moja babcia, po mimo tego, że mnie kochała - matczyny, ciepły uśmiech. I mimo, że pani Angelina nie była moją rodzicielką, zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy zauważyłam jak na mnie patrzy, niczym moja biologiczna mama.
-Witaj Claudio.
-Dobry wieczór. - uśmiechnęłam się.
-Gotowa na nowy początek.? - zapytała, po czym spojrzała na mnie z troską.
-Zdecydowanie tak.

sobota, 30 stycznia 2016

30.01.16r. ♥

 PROLOG

Thomas Morgenstern, Innsbruck, 17:00


Po raz tysięczny spojrzałem na skocznię, która jest dla mnie drugim domem,
azylem pozwalającym na upust wszelkich złych emocji. To jak szczera rozmowa
z przyjacielem, łyk naprawdę dobrej wódki. Nie wiem co bym zrobił, gdybym w
swoim życiu, nie znalazł takiej perły, idei pozwalającej na odetchnienie od życia
i wszystkich spraw codziennych.
Właśnie rozpoczął się drugi trening, przygotowujący nas do igrzysk
olimpijskich, które miały odbyć się już za dwa miesiące. Mój stres, sięgał
stanu krytycznego, włączał się czerwony guzik, ostrzegający, żebym troszkę
przystopował, rozluźnił się - ale nie mogłem. Te zawody były bardzo ważne,
nie tylko dla mnie, ale i dla całego zespołu, dla całej kadry. Chyba wszyscy
marzą o złocie olimpijskim, ale tak naprawdę największe szansę mam ja i
Gregor. Wszyscy wiedzą, że ostateczna walka rozegra się pomiędzy nami.
Po krótkiej chwili odpoczynku, otworzyłem oczy i szybko spojrzałem na
monitor, ukazujący, że zaraz będzie moja kolej na skok. Zeskoczyłem z
krzesła, dopiąłem kask, wziąłem narty i ruszyłem w kierunku schodów, dzięki
którym mogłem się dostać na rozbieg. Po kilku minutach oczekiwania, usadowiłem
się na belce, patrząc w dół na Alexa. Zimno, wydechy powietrza tworzyły,
przepiękną, srebrzystą mgiełkę, która iskrzyła się na mrozie. Wiatr lekko kołysał
drzewa, a biały puszek, który spadał na ziemię, pokrywał skocznię, tworząc
magiczny wystrój. Widoki z góry na małe miasteczko położone nieopodal skoczni
były cudowne. Nagle zauważyłem jak ręka Pointnera śmiga w dół, dlatego poklepałem dwa razy, mocno w uda i ruszyłem po rozbiegu. Przez krótką chwilę korygowałem sylwetkę, ale później wszystko ułożyło się idealnie. Ten moment należał tylko do mnie, chwila , w której szybowałem ponad skocznią była po prostu piękna. Chciałbym, aby trwało to dłużej, ale tak naprawdę liczyło się tylko to, że to ja dziś wygrałem trening. Mój skok dłuższy od Gregora o 0,5m był zakończony idealnym telemarkiem, gdybym tak skoczył na Igrzyskach Olimpijskich, byłoby cudownie. Kilka sekund później, podbiegł do mnie zdyszany Schlieri, aby mi pogratulować, uścisnęliśmy sobie dłonie i z uśmiechami na twarzach poszliśmy do trenera, żeby przedyskutować nasze skoki.

*******************3 godziny później*************************

Zdążyłem właśnie zrobić kolację, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybko podbiegłem do nich, a gdy je otworzyłem, moim oczom ukazała się zmartwiona twarz mamy. Oczywiście kiedy zobaczyła, że się jej przyglądam, szybko się uśmiechnęła, abym nie poznał, że coś ją martwi.
-Witaj Thomas mmm...wpuścisz mnie do środka, czy mam tu tak stać i marznąć.? - zapytała z ironią w głosie.
-Oh, no tak, wchodź.
Ucałowałem rodzicielkę w policzek i udałem się do kuchni, by zaparzyć gorącą herbatę. Gdy wreszcie weszła do lokum, w którym mieliśmy spożywać kolację, aż klasnęła w dłonie. Na stole stała jej ulubiona potrawa, a obok niej mały tort urodzinowy. Po chwili dostawiłem jeszcze dwa parujące kubki. Popatrzyłem w jej niebieskie, głębokie oczy,które promieniały szczęściem,uśmiechała się od ucha do ucha.
-Mamo, chciałbym ci życz.....
-Thommi, nie musisz mi składać życzeń.
-Ale chcę, no więc , życzę Ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, i miłości, a jak spojrzysz tam koło swojego krzesła to zobaczysz prezent.
Tym razem to moje kąciki ust uniosły się ku górze. Rozpakowała prezent, a po jej pięknie zaróżowionych policzkach spłynęły łzy.
-Dziękuję - wyszeptała.
-Oj, mamo nie płacz, lepiej weźmy się za jedzenie, bo nam wystygnie -roześmiała się.
Po kilkudziesięciu minutach ciszy, wstałem od stołu, w celu pozmywania naczyń, ale ona mi nie pozwoliła. Nagle jej twarz zmieniła się o 180 stopni, była zmartwiona, smutna i bardzo przygnębiona.
-Synku, musimy porozmawiać, usiądź. - powiedziała cichutko, tak że ledwo ją usłyszałem - to jest bardzo ważne.
-Straszysz mnie.....- roześmiałem się.
-Thomas bez żartów, posłuchaj, tak jak mnie poprosiłeś pojechałam dzisiaj do twojego lekarza. Chyba to nie był dobry pomysł, żebym była tam zamiast Ciebie.
-Mamo, wiesz, że nie mogłem, ominąć treningu. - powiedziałem z naciskiem.
-Tak, tak wiem. - wyszeptała i posmutniała jeszcze bardziej. - posłuchaj, pan Wolf
przekazał mi bardzo ważną wiadomość.....to była długa i trudna rozmowa.
-Mamo do sedna. - ponagliłem ją, bo coraz bardziej się niepokoiłem.
-Thomas....- nagle w oczach zaszkliły jej łzy, chociaż to mogłoby się wydawać niemożliwe jej twarz przybrała jeszcze bardziej zmartwiony wyraz. - jesteś.... - zaczerpnęła głośno powietrza - Thomas jesteś poważnie chory. - wykrztusiła to na jednym wydechu.
-Coo ?!
-Masz raka....serca. - powiedziała najciszej jak potrafiła, pewnie myślała, że tego nie usłyszę,
albo, że to mniej zaboli, ale tak nie było. Poczułem nagle jakby przejechała po mnie ciężarówka ze 100kg ładunkiem wybuchowym, który eksplodował akurat na mnie. Nie mogłem wykrztusić, ani jednego słowa, stałem jak słup najtwardszej soli, nie potrafiłem dopuścić do siebie tej wiadomości, było mi z tym ciężko, przecież rak.....rak to jak wyrok. Nagle coś sobie uświadomiłem
-Ile mi zostało do końca.?
-Oh, synku, nie mów tak, przecież...przecież są jeszcze lekarstwa, jest chemia- teraz już płakała, łzy spływały jej małymi strumykami po policzkach, jej twarz była cała mokra. A ja nie potrafiłem ruszyć się z miejsca, po zwykłą chusteczkę. Nie potrafiłem.? A może po prostu nie chciałem.?
-Mamo, proszę cię, nie oszukujmy się, powiedz ile i dajmy temu spokój.-wydusiłem
-Dobrze,- otarła ręką łzę spływającą po jej policzku i popatrzyła na mnie.- Pan Wolf twierdzi,
że jakieś 4 góra 5 miesięcy, ale musisz opanować stres, a to oznacza, odłożenie sko...
-Nie ! - zaprzeczyłem stanowczo - Nie porzucę nart, nie mogę.
-kochanie, ja wiem, że jest Ci ciężko, ale tak będzie lepiej...
-Tak.? To powiedz mi dla kogo będzie lepiej.?
-Dla Ciebie i twojego zdrowia....
-Teraz ty mnie posłuchaj.! Nie rzucę nart w kąt, będę skakał, aż do ostatniego uderzenia mojego serca. Nie poddam się, pojadę na Igrzyska Olimpijskie, wrócę z najlepszymi wynikami na jakie będzie mnie stać, a później niech się dzieję co chce. A jeżeli nastąpi śmierć, nie przestraszę się, wręcz przeciwnie, przywitam ją z godnością i odpłynę. Wziąłem kurtkę i wybiegłem z mieszkania. Chciałem ukryć przed nią łzy, żeby nie martwiła się już na zapas. Cały czas nękały mnie złe myśli : "Rak, rak to jak wyrok" , "Masz tylko 5 miesięcy...."

sobota, 23 stycznia 2016

Kilka słów ♥

Cóż, jak bardzo nie lubię spojlerować, tak tego nie zrobię. ! :D
Opowieść mojego autorstwa, wszystko z bujnej, czarnej, marzycielskiej łepetyny ;>


"Miłość...
Czymże jest miłość wśród nienawiści ?
Wśród okrucieństwa dzisiejszych dni ?
Czymże jest miłość, gdy świat nie patrzy....
na ludzki ogromny ból.

Codzienna udręka szarych dni.
Codzienne zmagania chorych, okaleczonych istot
Cierpienie...
I trwoga....

I czy nie widzisz ?
Jednej..
Małej...
Zagubionej dziewczynki ?
Schowanej gdzieś w kącie...
Tak jakby chciała uciec, jakby zło tego świata ją dławiło.
Kazało jej umierać ! Gnić.... wśród zarazy panoszącej się wokół.
Tak jakby związało jej ręce, a usta zaszyło...
Jednym, grubym pociągnięciem nici.

I czy nie widzisz...tych łez...
Płynących po zaróżowionych od zimna policzkach... ?
I czy nie słyszysz.... szlochu...
Jednego, bezbronnego dzieciątka...?

Więc, powiedz mi..
Czy tak wygląda miłość ?
I czy warto kochać?

                                                 Sisi


Zapraszam do czytania i życzę miłej lektury ;>> ♥